Wycieczka do Rondy odbyła się w dniu wolnym od praktyki, 06.12.2018. Niestety, nie było czasu na odpoczynek, gdyż zbiórka odbyła się wyjątkowo szybko, bo o ósmej rano. Kto by pomyślał, że wstajemy tutaj tak jak do szkoły? Wszyscy spotkaliśmy się na placu Gran Capitan o umówionej godzinie i wyjechaliśmy w kierunku tego malowniczego miejsca wraz z grupą rumuńską. Podróż trwała około dwóch i pół godziny z dwudziestominutową przerwą na potrzeby fizjologiczne. Jak zwykle, podróż umilały nam piękne, hiszpańskie krajobrazy, chociaż niektórzy woleli zrobić sobie drzemkę po nieprzespanej nocy. Gdy dojechaliśmy na miejsce, udaliśmy się pod arenę byków (Plaza de toros de Ronda). Arena ta została zbudowana w XVIII wieku i została zaprojektowana przez architekta Martina de Aldehuela. Potem tradycyjnie podeszliśmy pod punkt informacji turystycznej gdzie rozdano nam mapy, po jednej na parę. Po załatwieniu formalności udaliśmy się do pobliskiego punktu widokowego, z którego podziwialiśmy zielona pola, klify i góry. Widok zapierał dech w piersiach, był nie do opisania. Następnie udaliśmy się na kolejny punkt widokowy, z którego mogliśmy podziwiać malowniczy kanion El Tajo. Kiedy wszystkie koleżanki z grupy rumuńskiej zrobiły sobie nowe profilowe na facebooka udaliśmy się dalej. Po krótkim spacerze w górę drogi, trafiliśmy na kolejny punkt widokowy, z którego pejzaże były równie fenomenalne, co z dwóch poprzednich. Następnie poszliśmy w okolicę mostu Puente Nuevo, gdzie otrzymaliśmy informację, że zbiórka pod autobusem jest nie o godzinie osiemnastej, a o siedemnastej. Tutaj rozdzieliliśmy się z grupą rumuńską i udaliśmy się z naszym opiekunem w miejsce, w którym zrobił nam zdjęcia ”profilowe” do projektu. Moim zdaniem lepszego miejsca nie mógł wybrać, ponieważ lepsze nie istnieje, w końcu kto nie chciałby zdjęcia profilowego na tle XIX-wiecznego mostu i wodospadu. Tutaj wspólne zwiedzanie się skończyło i mogliśmy się rozdzielić. Wraz z grupą znajomych udaliśmy się by coś zjeść. Trafiło na najłatwiejszą opcję, którą był lokalny kebab. W lokalu spędziliśmy sporo czasu na oczekiwaniu, wspólnych rozmowach, a nawet jedna z osób zdecydowała się na drzemkę. Po uzupełnieniu energii znaleźliśmy punkt widokowy, który najbardziej przypadł nam do gustu. Było to bardzo klimatyczne miejsce. Znajdowało się nieopodal pierwszego punktu, wystarczyło pójść po prostu w lewo. Na miejscu zastaliśmy panią, która grała na harfie. Pośród drzew, wylegiwały się koty a my po prostu napawaliśmy się otaczającą nas aurą. Kiedy poczuliśmy się nasyceni widokami, postanowiliśmy wrócić do autobusu. Wyjechaliśmy o godzinie siedemnastej, a w autobusie tym razem większość osób zdecydowało się na drzemkę. W końcu po takim dniu pełnym spacerów należy się wypoczynek. Na miejsce przyjechaliśmy około godziny dziewiętnastej. Po przyjeździe, w restauracji, w której się stołujemy, czekała na nas paella i pieczeń w sosie wraz z pieczarkami. Jak widać, wycieczka ta nie była taka jak inne. Większość czasu spędziliśmy na obserwacji krajobrazu i spacerach po malowniczej Rondzie.
Dominik Wolański – Jadczyszyn