Wyszliśmy z MEP Dorms o 7:45 i wsiedliśmy do autokaru, podróż była dosyć długa bo na miejscu byliśmy dopiero około 11:30. Już nawet po drodze widzieliśmy piękne widoki ale skała gibraltarska zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Razem z grupa i p. Postrzechem przeszliśmy przez kontrolę graniczną, co poszło bardzo sprawnie bo po 5 minutach byliśmy już na terytorium Gibraltaru. Ciekawe jest to, że na Gibraltarze z każdym dogadamy się po angielsku, co w Hiszpanii nie jest częste oraz płaci się tam funtami więc trzeba o tym pamiętać kiedy patrzy się na ceny.
Po przejściu przez kontrolę graniczną zobaczyłem tradycyjną angielską czerwoną budkę telefoniczną, następnie przeszliśmy przez pas lotniska (ponieważ przecina on drogę na wyspę, kiedy startuje lub ląduje samolot droga jest zamykana szlabanami tak jak gdyby przejeżdżał pociąg i za około 10 minut można już sobie spokojnie przejść, przejście po takim pasie lotniska gdzie wszystko jest płaskie, a wokoło wszystkie budynki są dość wysokie jest na pewno ciekawym doświadczeniem).
Naszym celem był szczyt skały gibraltarskiej, po przejściu przez lotnisko podążaliśmy uliczkami aż do rynku. Wokoło było pełno atrakcji takich jak sklepy duty free oraz piękna architektura, Kiedy byliśmy na oko z 200m od rynku minęli nas żołnierze, uderzali w bębny, szli z wyprostowaną piersią oraz 2 z nich ciągnęło armatę. Na szczęście te niecodziennie wydarzenie nie oznaczało że akurat trafiliśmy na ogłoszenie stanu wojennego, ale mini paradę wojskową jeśli można tak to nazwać.
Na samym rynku nie spędziliśmy dużo czasu ponieważ było tam wiele dużo lepszych atrakcji o czym miałem się dopiero przekonać w niedalekiej przyszłości.
Pan Postrzech prowadził nas wąskimi uliczkami miedzy domami ku górze, schody miały bardzo wysokie stopnie i były dość wąskie wiec dosyć szybko pokonywaliśmy pierwsze warstwy podejścia, ale było to bardzo dobrze czuć na nogach. Kiedy wyszliśmy z drogi miedzy domami kontynuowaliśmy naszą podróż dosyć wąskim przejściem miedzy murkami, wyglądało ono naprawdę ciekawie i tajemniczo w pewnym momencie wchodziło się pod różne rośliny i drzewo które rosło po prawej stronie przejścia, oraz po swojej lewej mieliśmy piękny widok na miasto nie zakłócony żadnymi budowlami ponieważ zaraz za murkiem był spadek.
Dróżka (w języku hiszpańskim wyraz „droga” oznacza narkotyki to tez warto zapamiętać żeby nie było przypału xd) wyszła od razu na zbocze góry które było pełne roślin i drzew różnej wielkości, a po środku nasze przejście usypane kamieniami. Kiedy to zobaczyłem było jedne wielkie wrażenie WOW. Do tego momentu upłynęła zaledwie godzina od kiedy nasza grupa opuściła autokar.
Podążając ścieżką na każdym kroku były jakieś niesamowite widoki, z każdym metrem w górę ukazywały coraz więcej. Po 10 minutach podejścia natrafiliśmy na kolejną ciekawą rzecz, przy której zrobiliśmy postój, a mianowicie ogromną baterie, ale nie taką do pilota tylko wielkie działo które służyło do ostrzeliwania Hiszpanii podczas WWII!
Po odpoczynku oraz zrobieniu kolejnych kilkunastu świetnych zdjęć ruszyliśmy ponownie. Nie minęło jeszcze 5 minut a kolejna atrakcja przykula oczy całej grupy, na murku siedziała sobie małpa. Pan Postrzch szedł dalej i powiedział żeby wstrzymać się z zdjęciami, bo zaraz będzie ich dużo więcej, no i było. Za dosłownie chwile byliśmy na punkcie widokowym a wokół nas poza widokami przy których wstrzymywało się oddech 10 małp które nie uciekały ani się nie bały, widać ze już były przyzwyczajone do turystów.
Kilka kolejnych tarasów widokowych później zrobiłem sobie zdjęcie z małpą, a jeszcze kilka następnych z 2 małpami, akurat kiedy wyłączyłem aparat wydarzył się z nimi pewien incydent ale mogę powiedzieć jedno, a mianowicie BYŁO PRANE.
To był już ostatni taras widokowy po drodze na szczyt, ponieważ już po nim dotarliśmy na miejsce! Wylądowaliśmy po środku drugiego i trzeciego wierzchołka. Na mój telefon wpadło kolejne zdjęcie małpek i to tych żywych, a nie z sklepów duty free, niesamowite widoki gór oraz morza. Czy mogło być lepiej ? A no mogło i nawet było :p
Po wejściu na szczyt każdy utworzył sobie grupkę kilku osób z która chodził gdzie chciał, mieliśmy tylko być na zbiórce o 17:00 przy kontroli granicznej a reszta zależała od nas.
Ja chodziłem z Krzysiem, Palką, Cichym, Siemionem i Asią. Na początku wchodziłem na cos w rodzaju platform widokowych, tylko tam murek był dużo niższy tak do kolan, a spadek w dół 600m i to jeszcze nie w linii prostej tylko po drodze były skały żeby ewentualny pechowiec nie miał łatwego końca.
Po około 40 minutach robienia zdjęć widoków i oglądania walki małp (bo małpy ukradły ciasteczka z plecaka pewnej turystki z Niemiec i zaczęły się bić o to kto je zje), Palka pokazał nam tunel pod skałami. Był to tunel z czasów 2 wojny światowej, było w nim bardzo mokro oraz z wydrążonych górskich korytarzy co chwile kapało nam na głowę. Było w nim kilka pomieszczeń, 3 duże hale z czego w jednej były pozostałości składu amunicji lub armat. Najciekawsza rzecz w tym tunelu była na końcu, okno a przy nim dwie mewy które siedziały na takiej skale przed tym okienkiem. Skojarzyłem ze to te same mewy które widziałem z tarasów widokowych. Wiec upewniłem się czy Palka wytrzyma i wyszedłem przez okienko na półkę skalna, widoki były naprawdę niesamowite (pełno roślinności miedzy skalami przy spadzie oraz palmy, wszystko to razem zmieszane dawało niepowtarzalny efekt) i szybki wiatr który był tam obecny. Widziałem też turystów którzy patrzeli na mnie z tarasu i pewnie zastanawiali się jakim cudem tam się znalazłem.
Potem wracając tunelem zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie w hangarze czy opuszczonej hali jak kto woli.
Po wyjściu z tunelu udaliśmy się w kierunku drugiego szczytu (tego który był najbliżej przejścia granicznego), trochę pomyliliśmy drogi i zamiast na drugi szczyt udaliśmy się do stacji meteorologicznej, niestety była zamknięta i bronił jej płot wysokości dwóch metrów, którego wcale nie dało się obejść dlatego grzecznie zrezygnowani naszą porażką wróciliśmy na szlak.
Była już 14:30, wiec nie chcąc marnować czasu odpuściliśmy sobie tamta górę, w miedzy czasie nasza grupa podzieliła się na dwie mniejsze i z Krzysiem oraz Palka postanowiliśmy iść na Sky walk.
Kiedy dotarliśmy na miejsce (zajęło nam to 10 minut) okazało się ze musimy zapłacić, ale w pakiecie było jeszcze wejście zamkniętą ścieżką na jakiś kompleks z drugiej wojny światowej i na trzeci szczyt góry z działem, oraz most podwieszany który jak mówił gość od biletów był zamknięty o tej porze roku. Ten bilet kosztował nas 6 euro od osoby.
Sky walk był spoko, nie był duży ani nie była to największa atrakcja ale chodzenie po taflach szkła nad przepaścią mogło niektórym dać trochę adrenaliny tak jak na przykład Krzysiowi który musiał trochę postać zanim odważył się zrobić pierwszy krok.
Zaraz obok sky walk-a dosłownie metr od wejścia zaczynał się szlak na “ruiny”, pozostałości po umocnieniach z WWII. Następne 100m drogi z lekkim podejściem ukazywało nowe, wcześniej niedostępne widoki i piękne ujęcia wszystkich szczytów naraz. Droga biegła po grani góry tuż przy samej krawędzi wiec można się domyśleć jakich emocji dostarczała. Dotarliśmy do “fortu” bo tak można było nazwać tą budowle, miała jeden pokój z oknem w stronę Hiszpanii na zewnątrz, a reszta była wyżłobiona w górze. Był tam też korytarz który prowadził do bunkra z oknami w stronę morza, ta cala budowla miała niesamowity klimat i patrzenie z wnętrza bunkra na przepaść oraz morze i wyobrażenie sobie walk które odbywały się na tym terenie naprawdę wymiatało. Bunkier miał trzy okna, w lewo, prosto oraz w prawo.
Najciekawsze było prawe okno, bo kiedy się przez nie patrzało okazywało się że ciągnie się tam wąska dróżka na zboczu góry która, była ukryta za pilarami ze skał, jeśli patrzelibyśmy z dołu. Wiec korzystając z okazji wyszliśmy przez to okno sprawdzić co skrywa ta droga. To był zdecydowanie jeden z najbardziej imponujących widoków jakie widziałem w życiu (pomijając to co działo się w pralni :o) zdjęcia nie oddają tego jak niesamowicie tam było kiedy stało się na skalnej półce a nad tobą i pod tobą był klif oraz wracając wchodziłeś przez okno bunkra który był nad przepaścią.
Kiedy wróciliśmy do środka i poszliśmy kolejna ścieżką ku górze za około 15 minut drogi doszliśmy do najwyższego punktu na Gibraltarze, wierzchołka z działem. Później okazało się że są tam zamontowane dwa działa, jak mówił Pan który stał i sprawdzał bilety jedno z nich służyło do ostrzeliwania Hiszpanii a drugie do Afryki. Te do ostrzału Afryki na które poszliśmy bo było otwarte do zwiedzania miało zasięg 24km a Afryka była oddalona o 22km od tego punktu, wiec można było spokojnie ostrzeliwać brzeg. Teraz kiedy sobie przypomnę po drodze kiedy chodziliśmy po forcie widziałem ogromna czarna dziurę w pionowej skale która bardzo dobrze było widać bo wszystkie skały były tam raczej białe. Pewnie została wykonana przy pomocy jakiegoś potężnego wrogiego działa gdy Gibraltar był pod ostrzałem.
Wracając do dział, zanim przeszliśmy przez wejście za okazaniem biletu znaleźliśmy drogę miedzy krzakami wiec łatwo było ja przeoczyć, prowadziła do zamkniętej stacji meteorologicznej ale pomimo braku przejścia do budynku (2 metrowa siatka zakończona drutem żyletkowym) opłacało się, bo było to miejsce do kolejnych niesamowitych zdjęć. Pewnie już wam się dłuży słuchanie o zdjęciach ale na każdym kroku było mnóstwo atrakcji, wiec żal było ich nie robić. Później po chwili odpoczynku wróciliśmy przed wejściem na szczyt z działem. Pokazaliśmy nasze bilety i weszliśmy do środka. Zalecono nam iść w lewo na trasę dla turystów pokazującą historie miejsca oraz jak działała ta maszyneria. Weszliśmy więc w tunel prowadzący w głąb skały, pierwsze pomieszczenie pokazywało dawne urządzenia celownicze, takie jeszcze na korbkę. W korytarzu do kolejnego pokoju stal komputer z grą “załaduj działo” spędziliśmy na niej około 15 min bo niezbyt ja ogarnialiśmy. W następnym pokoju był dół działa oraz winda którą pociski wędrowały na górę.
Kolejne pomieszczenie to lądownia, tam trzymali pociski które ważyły 300kg oraz ładunki które ładowało się za pociskiem, ważyły około 100kg. Następnie wyszliśmy dość stromym tunelem z jaskini na świeże powietrze. Zobaczyliśmy ogromne działo, najpierw podziwialiśmy widoki i byliśmy w środku kabiny działa, ale potem Palka zauważył drabinę na gorę. Wspięliśmy się na pancerz i u samej góry podziwialiśmy widoki z najwyższego punktu w całym Gibraltarze. Zobaczyłem że lufa nie była sporo oddalona od górnego pancerza wiec zsunąłem się po ściance i usiadłem na niej. Oczywiście na takim czymś zdjęcie było obowiązkowe żeby kiedyś powspominać moje nowe siedzenie.
Zaczęło robić się późno bo mieliśmy godzinę i dwadzieścia minut do odjazdu po drugiej stronie granicy a my nadal byliśmy na najbardziej oddalonym szczycie.
Zaczęliśmy schodzić z góry, po drodze na uboczu były jeszcze wizjery, za 1 euro zobaczyliśmy jeszcze panoramę w przybliżeniu i wróciliśmy do naszego szybkiego marszu. Na naszej drodze pojawiło się kolejne wejście do jaskini wraz z barem. Z jej wnętrza wyłaniały się różne kolory podświetlanych kryształów, zapytaliśmy się o cenę i okazało się ze wynosi ona 10 euro od osoby i ze czas zwiedzania tej jaskini to około 20 min, po chwili namysłu odpuściliśmy sobie i poszliśmy dalej. Okazało się ze idąc dalej, po lewej stronie jest zejście na podwieszany most, ku naszemu zdziwieniu był otwarty. Wiec korzystając z okazji weszliśmy na niego, na samym środku wiało tak mocno, że gdybym miał bluzę rzuconą na plecak, to odfrunęłaby w siną dal.
Po miłym zaskoczeniu otwarciem mostu o tej porze roku znacznie przyspieszyliśmy kroku żeby zdążyć na autokar powrotny. 10 minut biegu i natknęliśmy się na Marokańczyka który robił sobie zdjęcie z małpą. Porozmawialiśmy chwilę i o dziwo wiedział gdzie leży Polska, zrobiliśmy mu zdjęcie z makakiem, wyglądał na bardzo zadowolonego z zdjęcia, oczywiście nasz miły Marokańczyk a nie makak bo ten wolałby raczej cos z torby naszego nowego przyjaciela.
30 metrów dalej zahaczyliśmy jeszcze o punkt widokowy który był na moście serwisowym do słupa, na którym były zawieszone liny z kolejki. Koło 16:30 byliśmy już przy ruinach zamku nadal na górze. Było stamtąd bardzo dobrze widać lotnisko, które rozciągało się na całej szerokości wyspy i kawałek został specjalnie dosypany aby wydłużyć pas.
Znaleźliśmy nową drogę z tego miejsca, prowadziła ona pomiędzy blokami, szybko pokonywaliśmy kolejne stopnie schodów oraz metry. Zostało 12 minut do końca a my dotarliśmy na rynek, niestety nie mieliśmy czasu wejść do żadnego z sklepów wiec tylko uraczyliśmy je przelotnym spojrzeniem.
W końcu dobiegliśmy na płytę lotniska, minęliśmy ją pędząc przed siebie, rzuciliśmy ostatnie spojrzenia na niesamowitą skałę gibraltarską i przeszliśmy przez kontrolę graniczną.
Zdążyliśmy na autokar w ostatnim monecie, ale na czas.
Była to dla mnie najlepsza i najbardziej emocjonująca wycieczka na jakiej do tej pory byłem. Podczas praktyk. Chętnie pojechał bym tam jeszcze raz i z tą samą ekipą.
Alan Popiel