W piątek, przedostatni już dzień naszych mobilności wybraliśmy się do wąwozu znanego Los Cahorros. Jest to obszar wapiennych skał, idealnych do wspinania się. Zbiórka ustalona na placu Gran Capitan. Stamtąd wybraliśmy się do centrum Grenady na miejscowego busika o numerze 183. Podróż trwała dość krótko, około 30 min. Po przybyciu do pobliskiego miasteczka, poszliśmy w stronę naszego szlaku. Przemieszczając się wzdłuż rzeczki, musieliśmy pokonać przeszkody w postaci gałęzi i błota. Po około 25 minutach dotarliśmy do pierwszego wiszącego mostu, wiedzieliśmy że idziemy w dobrym kierunku. Szlak schodził do rzeki i prowadził przez wąskie kamienne stopnie. Ciasnota sprawiała, że tego dnia musieliśmy się trochę poschylać lub chodzić na czworakach. Po drodze mijaliśmy jeszcze 2 wiszące mosty. Jeden z nich miał długość aż 63 metry i wisiał dość wysoko nad ziemią. Podczas przechodzenia most  przechylał i poruszał się na obydwie strony, dodawało to zabawy, lecz co po niektórym objawił się lęk wysokości. Przechodząc po nim, można było zobaczyć piękny wodospad wśród wapiennych skał.

Co ciekawe, ze względów bezpieczeństwa na tym moście jednocześnie mogły znajdować się tylko 4 osoby. Maszerując dalej, przechodziliśmy przez jaskinie, wzdłuż wodociągu. Wąskie i strome dróżki powodowały, że trzeba było dobrze się złapać by nie zamoczyć się w wodzie. Doszliśmy na polanę, z której bardzo dobrze było widać wszystkie skały. Nastał czas na przerwę, kto chciał mógł wybrać się wyżej, skąd widok był o wiele lepszy. Razem z kolegami powspinaliśmy się jeszcze, porobiliśmy zdjęcia i był już czas na schodzenie.

Pogoda również nam dopisała, w ciągu dnia było około 25 stopni. Słońce sprawiało, że trekking tą trasą turystyczną był o wiele lepszy. Po około 3 godzinach wędrówki na szlaku, nastąpił czas na powrót. Wracaliśmy inną, ciekawszą trasą. Niestety spóźniliśmy się na busik (następny jechał dopiero za godzinę, więc zmęczeni chodzeniem, usiedliśmy na ławkach i spokojnie w słoneczku poczekaliśmy na następnego busika. Głodni i zmęczeni, zaraz po powrocie udaliśmy się na ostatni już posiłek podczas naszych praktyk zagranicznych.

Piotr Mazik