
O MNIE
Jestem osobą, która walczy o swoje. Cel postawiony przed sobą, starannie i sumiennie egzekwuje. W Hiszpanii znalazłem się miedzy innymi dzięki temu. Informatyką interesuję się od dziecka, chodź początkowo był to po prostu popęd do gier wideo, który nie ukrywając towarzyszy mi do dziś, oczywiście znacznie ograniczony :D. Poza informatycznymi nowościami moje hobby to sport, głównie piłka nożna i siatkówka oraz gotowanie.
OPINIA O PROJEKCIE
Uważam, że zagraniczna praktyka w Sewilli dała mi bardzo dużo nowych możliwości w dziedzinie informatyki. Poszerzyła moje umiejętności, a ponadto zrobiła to w tak łagodny sposób, że nie sposób było się tym nudzić. Wszystko w akompaniamencie cudownej pogody, wycieczek krajoznawczych oraz wyjść na miasto z przyjaciółmi w celu poznawania tutejszej kultury. Projekt połączył przyjemne z pożytecznym, umieszczając nas w Hiszpanii, aby szkolić się w swoim zawodzie. Bardzo pozytywnie odbieram całą praktykę i mam nadzieję, że w przyszłości również będę miał możliwość wziąć udział w tego typu projektach.
SPRAWOZDANIA Z PRACY
Pracuję w niewielkim serwisie o nazwię “LabCheap” mieszczącym się przy ulicy Zoologia 48. Firma znajduję się w znacznej odległości od mojego miejsca zamieszkania bo czas dotarcia to ok. 30-40 minut komunikacją miejską. Na szczęście podróż jest bardzo ułatwiona ponieważ dojeżdżam tylko jednym autobusem, a rozmieszczenie przystanków jest o tyle korzystne że zmuszają mnie do co najwyżej 10 min. marszu.
Oczywiście podróż trzeba sobie umilić, średnio 35min to bardzo dużo czasu. Tutaj pojawia się moja przyjaciółka Roksana Rogowicz, z którą przypadło mi pracować. Z miłą pogawędką czas zawsze szybciej leci. A jeżeli brakuję nam tematów, zakładamy słuchawki i poświęcamy się muzyce.
Firma składa się z dwóch części. Po wejściu ukazuję się sklep, który zarazem jest punktem w którym ludzie przynoszą swój zepsuty sprzęt. Główną rolę w tej części firmy pełni Oscar, jest odpowiedzialny za rozmowy z klientami i poborem sprzętu zepsutego, jak i tego po naprawie w celu jego oddania. Oprócz niego “na sklepie” znajduje się Alfonso, Miguel i Abdul odpowiedzialni za zarządzanie bazą klientów oraz dostarczaniu nam podzespołów potrzebnych do naprawy sprzętu.
Mówiąc “nam” mam na myśli: Mario, który wyznacza nam zadania i większość nadzoruje, Andre, również praktykant oraz pozostali pracownicy: Fran, David i Lucas. Łącznie z naszą dwójką znajdujemy się w drugiej części firmy czyli w warsztacie znajdującym się na piętrze obok biura szefa którym jest Miguel (ojciec tego Miguela z dołu). Każdego dnia dostajemy nowe sprzęty do naprawy. Zaczynając od komputerów i laptopów kończąc na tabletach telefonach a nawet PlayStation 4. Rzeczy do naprawy jest tam od groma, lutownice, amperomierze, urządzenia podgrzewające podzespoły do nawet 1000 stopni i dużo, dużo więcej.
Pracuję w godzinach 9:00-15:00 od poniedziałku do piątku. Dlatego też dobrze się wysypiam oraz mam dużo wolnego czasu po pracy. Nawiązując do wolego czasu. W pracy mamy jedną przerwę, którą spędzamy dzwoniąc do swoich rodzin albo idąc do restauracji śniadaniowej znajdującej się ulicę obok na przepyszne bułki z szynką i tortillą, które oczywiście spożywamy we wspólnym gronie. Myślę że najfajniejsze w tej pracy to wieź z innymi pracownikami, kiedy jest czas żeby się śmiać, śmiejemy się, kiedy należy pracować to pracujemy. Myślę, że jest to spowodowane w miarę zbliżonym wiekiem. Najstarsza osoba u nas na piętrze może ma ok. 25 lat. Oczywiście nie zawsze jest kolorowo. Przypominam sobie pierwszy dzień pracy gdzie zagubieni nie wiedzieliśmy z czym mamy do czynienia. Jakiego typu prace dostaniemy, czy damy rade itd. Hiszpański język ustawień systemu wcale nie pomagał, chodź na chwilę obecną wiemy co oznaczają podstawowe zwroty np. „apagar” co oznacza wyłączenie komputera. Z tego co zauważyliśmy Hiszpanie bardzo poważnie podchodzą do tekstu: “Nie działa!? A spróbowałeś wyłączyć i włączyć?”. Wręcz nadużywają tego.
Wracając do bariery językowej, początki szalenie trudne. Każde polecenie kierowane do nas szło przez pośrednika. Andre był tą osobą, jako jedyny potrafi płynnie rozmawiać po angielsku… No, zawsze mieliśmy jeszcze do wyboru francuski; którym dysponował Abdul, w końcu urodził się w Senegalu a tam to język urzędowy. Nie raz ktoś zaskoczył nas kalecznym, jednakże zrozumiałym “Dzień Dobry”, miło było usłyszeć jak mówią coś po polsku. Oczywiście jakże kultowe słowo na “k” u nas w pracy zna już każdy, haha. W chwili obecnej każdy z nich stara się mówić po angielsku a my po hiszpańsku. Podczas pracy panuję miła atmosfera, z muzyką w tle wykonujemy swoje czynności zaczepiając się wzajemnie. Tu poklepując po ramieniu, tu dla zabawy głaszcząc po głowie i inne tego typu rzeczy.
Praca w LabCheap jest ciekawa, przyjemna, nauczyła mnie kilku rzeczy, m.in tego że czasami trzeba użyć więcej siły aby coś otworzyć a nie kombinować i obwiać się zniszczeń, haha. Szczerze mówiąc po wszystkim wróciłbym do pracy z tymi ludźmi bo sprawia mi to wielką przyjemność a o to w pracy chodzi.
ZAKWATEROWANIE
Mieszkamy przy ulicy Fortaleza. Nasz dom znajduje się najbliżej miejsca spotkań z całej naszej grupy, jednakże wcale nam to nie przeszkadza by prawie zawsze się spóźniać. Nasza gospodyni to starsza kobieta o imieniu Gloria, która jest bardzo sympatyczna oraz zabawna (zwłaszcza kiedy śmieje się z poziomu naszego hiszpańskiego pytając czy wolimy banana czy plátano… oczywiście to jest to samo). W naszym mieszkaniu jest bardzo ruchliwie, gdyż każdego tygodnia przychodzą nowi współlokatorzy. Tym sposobem byliśmy już pod jednym dachem z parą Brytyjczyków, Rosjaninem, Azjatą i Słowenką. Doliczając do tego gospodynię Hiszpankę i nas dwóch Polaków robi nam się bardzo multikulturowo.
Każdy dom ma swoje zasady, u nas te są bardzo ogólnikowe, jeżeli nie będziemy jedli jakiegoś z trzech posiłków danego dnia wystarczy o tym poinformować. Nie posiadamy godzin o których maksymalnie musimy być w domu, jednakże warto poinformować o tym naszą gospodynię, żeby się nie martwiła. Odnośnie posiłków: śniadania, obiady, kolacje, tu za wiele się nie różni, no chyba że mowa o tym co znajdziemy na tych talerzach. Nietypowe połączenia dań typu jajko sadzone z gulaszem i ryżem polanym sosem pomidorowym. Zupy kremy na zimno (gdyż ciężko zjeść coś ciepłego gdy na dworze panują temperatury blisko 40 stopni) z dodatkiem “jamon”, czyli tutejszej szynki. Mimo, iż tutejsze potrawy są naprawdę pyszne, tęsknimy za naszym polskim schabowym ❤. W mieszkaniu nie jesteśmy zbyt często. Nasz dzień zaczyna się wstaniem o godzinie 7:00, zjedzeniu śniadania i pójściu, każdy w swoją stronę, do pracy. Wracamy ok. 15:30-17:30 by zjeść obiad, chwilę odpocząć i zacząć swoje życie w hiszpańskiej Sewilli, chodź te zaczyna się tutaj dopiero ok.20:00.
Ludzie wychodzą na ulicę aby się spotykać w towarzystwie oglądając mecze, podziwiając uliczne pokazy tańca utalentowanych artystów. My również spędzamy wolny czas w ten sposób aklimatyzując się. Ok godziny 21:00 wracamy do domu by zjeść kolację (której głównym, nieodłącznym elementem jest sałata oblana octem i oliwą z oliwek) i porozmawiać ze swoimi bliskimi przy pomocy różnego typu komunikatorów. W ten oto sposób mija nam czas w słonecznej Hiszpanii.