O MNIE
Ogólnie to interesuje się ekologią, muzyką i wszystkim co nas otacza. Z zamiłowania opiekuję się zwierzętami, głownie tymi które kicają, im poświęcam sporą część wolnego czasu. Jednak gdybym miała powiedzieć co od maleńkości jest nieodłączną częścią mojego życia odpowiedziałabym: podróże. Od zawsze to kochałam, dlatego nie mogłam przepuścić takiej okazji jak możliwość praktyk w Hiszpanii, a szczególnie w przepięknej Sewilli. Uwielbiam poznawać nowych ludzi, zdobywać doświadczenie. Ogromną radość sprawiła mi możliwość sprawdzenia swoich umiejętności, co wykorzystałam w 100% rozmawiając bardzo często w obcym języku i wykonując przeróżne, mniej lub bardziej skomplikowane zadania. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam uczestniczyć w projekcie Erasmus+.
OPINIA O PROJEKCIE
Podobno szczęśliwi czasu nie liczą, tym stwierdzeniem mogłabym podsumować całą moją praktykę w Hiszpanii. Nie odliczając za ile dni wrócę do Polski, nie odliczając za ile godzin wyjdę z pracy. Każdy dzień potrafił nauczyć mnie czegoś nowego i to nie tylko do wykorzystania w zawodzie informatyka. Codziennie miałam okazję podziwiać piękno stolicy Andaluzji. Trafiłam do świetnej rodziny, która starała się poczęstować mnie jak największym kawałkiem hiszpańskiej kultury. Ludzie, z którymi pracowałam nie byli tylko i wyłącznie “kolegami z firmy”, pisaliśmy do siebie w wolnym czasie, żartując dokładnie tak samo jak w godzinach pracy. Wyjazd ten pozwolił także niektórym lepiej poznać siebie i pokonać swoje słabości. Nauczył nas samodyscypliny i radzenia sobie na przykład z barierą językową… która osobiście dla mnie już nie istnieje. Gdyby ktoś kiedykolwiek pytał czy warto pojechać na praktykę zagraniczną bez zastanowienia odpowiedziałabym: warto.
SPRAWOZDANIA Z PRACY
Pamiętam jeszcze jak stresowałam się tym czy poradzę sobie na praktykach. Na szczęście im bliżej były, tym poziom mojego niepokoju malał. Pamiętam jak dziś pierwszy dzień mojej pracy w firmie Zacpro-PC. Godzinną podróż autobusem do wschodniej części Sewilli. Poznałam mojego szefa Manuela i dwóch innych praktykantów Ivana i Tobiego. Panująca tam atmosfera była tak przyjemna, czułam się jak wśród najlepszych przyjaciół. Całe dnie spędzaliśmy na żartach, jedzeniu, na poważnych i tych mniej rozmowach. Na szczęście każdy z nas potrafił dobrze posługiwać się językiem angielskim, co było dużym plusem. Oczywiście mieliśmy również sporo pracy. Uwielbiałam stać z nimi nad komputerem, telefonem czy innym niepoprawnie działającym lub zepsutym sprzętem. Wtedy następowało zjawisko tzw. burzy mózgów, której wynikiem zawsze było rozwiązanie. W ciągu tego miesiąca udało mi się bardzo dużo nauczyć, co na pewno przyda mi się w zawodzie informatyka i oczywiście w szkole. Było mi trochę przykro na myśl, że wracam do kraju i najpewniej już ich więcej nie spotkam, to samo było widać po nich. Cieszę się, że dzięki projektowi miałam okazję poznać wspaniałych ludzi, sprawdzić swoje umiejętności oraz wiele się nauczyć. Myślę, że każdy chociaż raz w życiu powinien przeżyć coś takiego.
ZAKWATEROWANIE
Już przed samym przylotem do Hiszpanii zastanawiałyśmy, do jakiej rodziny trafimy. Czy w ogóle uda nam się porozumieć? Czy jedzenie będzie smaczne? Miałyśmy nadzieję, że nasza rodzina będzie znała chociaż podstawy języka angielskiego… i że będzie mieć psa. Na miejscu okazało się, że angielskiego nikt nie zna, a psa żadnego nie widziałyśmy.
Wzięłyśmy walizki i podążając za Panem Tatą z host rodzinki znalazłyśmy się pod blokiem. Była to dzielnica Triana, znajdująca się zaraz obok centrum miasta. Weszłyśmy do domu, z wielką radością powitała nas Pani Mama. Od razu dostałyśmy hasło do WiFi i wodę. Otworzyła nam drzwi, a naszym oczom ukazało się miejsce gdzie przez następny miesiąc mogłyśmy się czuć jak Harry Potter: pokój 2×2, kraty w oknach… tylko sowy brak. W sumie dobrze, że jej nie było, bo brakowałoby miejsca. Ogólnie rzecz biorąc było przytulnie. Od razu przeprowadziłyśmy dwugodzinną rozmowę (oczywiście z pomocą translatora), z której nic nie wynikło #perfecto. Na szczęście z czasem było coraz łatwiej się porozumieć.
Starałyśmy się używać języka hiszpańskiego na tyle ile potrafimy – #sí, #no.
A teraz przejdźmy do najważniejszego wątku: posiłków. Były dobre, typowa andaluzyjska kuchnia. Bardzo zasmakowała nam tradycyjna hiszpańska tortilla. Zaskoczyła nas jedynie ich wielkość, chyba wzięto nas za zawodników sumo, ale nie narzekałyśmy. Tak samo nie narzekałyśmy jak zdarzyło się, że woda pod prysznicem miała 10*C. Ogólnie czas mijał, a my czułyśmy się coraz lepiej, coraz bardziej jak w domu.
Okazało się, że jednak mieszkanie u rodziny to świetna sprawa, między innymi dlatego, że mogłyśmy lepiej poznać kulturę Hiszpanii. Pani Mama pokazała nam wiele ciekawych miejsc, które odwiedziłyśmy, a także poleciła świetne kawiarnie i restauracje.
Na pewno będziemy mile wspominać spędzony tu czas, a na święta wysyłać życzenia!